piątek, 11 października 2013

like the way you think.


dawno nie miałam takiej chwili dla siebie, żeby usiąść i nie zaglądać w żadną książkę. jutro nie wiem co robić, połazić po sklepach, czy jechać na wieś... mam dylemat. w sumie buty, czapka i torebka same się nie znajdą, a 26 coooraz bliżej.
zobaczę jeszcze jak będę się jutro czuła, bo w sumie to wszystko jest od tego uzależnione.
już nienawidzę joannitów, ale nie przestanę tam chodzić, ja się nie poddaje. nauczę się tego co oni. uparta ja, spoko.
zaczyna mnie wkurwiać brak librusa, gdzie czuję się jak bez ręki ;| dobrze, że chociaż prawo jakoś poszło.. reszta mi wisi, rachunku nawet nie poprawiam, bo znając złośliwość mojej najulubieńszej Pani, dojebie nam coś, że się złożymy jeszcze bardziej. mam to w dupie.
muszę zrobić coś ze swoją chaotycznością, wg się jakoś wyciszyć i od nowa nauczyć ripostować ludzi. bo to już staje się nudne, z resztą jak cała ja.
mam dość, idę spać, bo póki co to drugi tydzień boli mnie brzuch i nie czuję się najlepiej, może trochę przejdzie..
branoc.

Paradoksalne jest to, że uśmiechu nauczyli mnie ludzie, przez których najwięcej płakałam. To na przekór ich myślom i słowom, stawałam się silniejsza, bezczelnie zadowolona z tego, co mam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz