czasami człowiek ma takie dni, kiedy nie chce mu się zupełnie nic. ale TO co mnie wewnętrznie boli i wykańcza psychicznie, to już nie to.. nie wiem co się dzieje, ale znowu życie zaczęło mnie baardzo przerastać, chyba mogę nawet powiedzieć, że wymknęło się spod mojej kontroli, co wcale nie jest takie przyjemne.
myślałam nad wizytą u kogoś, kto mógłby mi w jakiś sposób pomóc, ale nie jestem jeszcze wariatką, żeby samej sobie ze sobą nie poradzić. może potrwa to trochę dłużej i nie zrozumiem przyczyny mojej słabości, ale przejdzie-a to jest najważniejsze.
wczoraj zauważyłam, że Sheila jest chora, chyba już długo nie pociągnie.. w sumie mogłam się tego spodziewać, już półtora roku jest u mnie.. ale to za dużo, jak o tym pomyślę mam łzy w oczach. małe zwierzątko, ale ja się utożsamiam z każdym, z którym dłużej mogę przebywać, a patrzenie na jej śmierć wcale mi nie pomaga.. i apeluje, że jeżeli chcemy sprawić naszemu małemu szkrabowi zwierzaka, niech to lepiej nie będzie chomik, bo owszem są słodkie, ale dwa lata jego życia miną strasznie szybko, a dziecko może cierpieć, tak jak ja chociaż czasy szczenięce mam wyraźnie za sobą.
dzisiaj ćwiczenia, odreaguje w końcu <3 muszę iść po zeszyty, pójdę dzisiaj, bo jutro będę biegała, a nie chodziła -.- już po 7, muszę kończyć moje smęty, bo mam dyżur w szatni, a nawet nie dotknęłam jeszcze śniadania..
buziole :*
Poszukując miejsca, gdzie być może znajdę fragment szczęścia..

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz