piątek, 28 września 2012

sick, ill or something.


Masakryczny dzień, nie pamiętam już kiedy czułam się tak okropnie jak teraz.
Z nosa mi się leje, ledwo oddycham, głowa mnie boli, ciekawe czy nie mam temperatury.. Kimnęłam się pół godziny i trochę odżyłam.
od dzisiaj oficjalnie zaczęłam leczenie nogi po swojemu. zobaczymy czy da to jakieś skutki. jeżeli nie, będę musiała iść znowu do ortopedy, ale w szynę nogi nie dam już wsadzić, tym bardziej, że jest zbędna..
Póki co muszę przecierpieć, dopóki lek nie zacznie działać.
Byłam w zoologu, kupiłam to co chciałam, dowiedziałam się i teraz czekamy do przyszłego tygodnia : D
dzisiaj ognisko z PCK. Martyna poszła, w poniedziałek zda mi sprawozdanie : D
Kurcze, muszę załatwić te deklaracje, bo tak mi się wydaję, że jak sama nie pójdę, to ich nie dostanę..
Dzisiaj i jutro zbiórka żywności. Fajne zajęcie, zawsze to jakaś odskocznia od tego wszystkiego.
Lekcje szybko zleciały, potem poszłam z Martyną po buty. Ale doprawdy, nie mogę zrozumieć jaki jest sens kupowania takich samych butów, jakie ma się na nogach ; o haha, kobieca logika :*
i wgle pierwszy raz w życiu opracowywałam temat na biologii : o
chyba choroba na mnie źle wpływa..
ściągam program do obróbki zdjęć i ożywiam fbl. 
spadam.

raczej nie mam humoru ani ochoty na nic, raczej wszystko mnie nudzi. raczej tęsknię w chuj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz