sobota, 29 września 2012

end of something.


Znowu Shilea, tylko tym razem z kawałkiem mnie. Nie ma co patrzeć na te krzywe pazury, nie nie : D
Niedawno wróciłam z miasta, teraz przysiadłam do kompa. Rodzice na działce, ja tutaj i jest gicior : D
I chyba zajmę się teraz reaktywacją fotobloga, bo jak nie teraz to kiedy? ; o
miałam opracowywać temat z historii, ale to piękne słoneczko zza okna, mnie od tego odwodzi : D
no i takim sposobem odpoczywam. od 9.oo sprzątałam, jakąś godzinę temu wyszłam do miasta.
oczywiście większą część czasu spędzonego w mieście zajęła mi rozmowa z kumpelą, którą ostatni raz widziałam jakoś na koniec roku szkolnego.
maaatko ile ona mówi ; o nawet ja tak nie dam rady : D
a jej głos niesie się hen, hen daleko ; D
no ale co tam. 
kurcze, chciałam cyknąć Shilei jakieś zdjątko, ale się ciągle kitra ; c
widać, że na tym też nie jest zachwycona z pozy, ale fotogeniczne moje maleństwo to jest :*
ma to po mnie : D
tak ładnie wychodzę na zdjęciach, że aż się uciekam od aparatu : D
i chyba już mi lepiej, jeszcze trochę gardło boli, ale do wtorku i wyjazdu do kina będę zdrowa : D
no ale znowu zaczynam pierdolić od rzeczy ; D
muszę ogarnąć jakiś aparat i iść na jakieś zdjęcia z kimś.
sama nie wierzę, że to mówię, ale szczegół ; D
kurcze, nie mogę zapomnieć jednego wieczoru. ciągle wraca i chcę, żeby był zawsze. ale tego co było już nie ma.. end.

To chyba normalne, że czasami chciałabym usłyszeć ciche, ciemne, drżące "tęskniłem, tak cholernie tęskniłem"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz