piątek, 16 sierpnia 2013

youuuuuuu're spinnin' in my head all time baby..


zastanawia mnie czy to kwestia złego podejścia, kierowania się pozorami i pierwszym wrażeniem, że to nie wychodzi z serca tylko bardziej z umysłu czy po prostu mój niefart. Może staram się na siłę, a nie powinnam. Może jeszcze nie pora dla mnie, a może źle szukam? Może, może.. jest głębokie i takie tam.. mam nadzieję i modlę się do Boga, żeby to była tylko chwilowa słabość. Bo przecież są ludzie, którzy mają gorzej, a ja jestem, jeszcze młoda.. Chociaż i te argumenty można odeprzeć. Zauważyłam, że człowiek pozornie szczęśliwy wcale taki w rzeczywistości nie jest. Psycholodzy łapaliby się za głowy, gdyby poznali moje podejście do pewnych spraw. Orzekliby głęboką depresję, na bank. Mam nadzieję, że nie odbije się to na może w późniejszej przyszłości. Chciałabym być jak ktoś, kto jest dla mnie swojego rodzaju autorytetem, ale teraz widzę, że źle na to patrzyłam. Zapomniałam o rozpatrzeniu złych stron takiego stanu.. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastko, wóz albo przewóz, coś trzeba wybrać.
nic nie spowodowało mojej niechęci, wzięła się w sumie z niczego. ale dlaczego w ogóle się wzięła i dlaczego utrudia mi żucie? nie powinno tak być, Kinga dobrze mówi, trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, nie ma co naciskać na siłe, ale szczęściu zawsze można pomóc, prawda? Mam cichą nadzieję, że sytuacja rozwinie się najpóźniej do końca tego roku, chcę, żeby w końcu pewna rzecz w moim życiu uległa zmianie. Ale nic na siłę. Jakby nie patrzył, to jednak wszystko w nadmiarze szkodzi.

może mi się wydaje, a może jednak mam w sobie trochę szczęścia? jednego dnia spadająca gwiazda, następnego czterolistna koniczynka. to chyba nie jest zbieg okoliczności.

marzę tylko o cieplutkiej, pachnącej wodzie, w której się cała zanurzę. wróciłam do domu na chwilę i zaraz wracam na wieś. dzisiaj dzień meeeeeega pracowity :) zaczęłam standardowo: ogarnięcie domu po śniadaniu, potem podlałam kwiatki i poprawiłam wygląd schodów. od samego rana na wsi był tata, bo wczorajsza walka z rozdzielaczem, mimo tego, że trwała do 21:oo, zakończyła się klęską. dowlokłam się do łóżka i zauważyłam, że jestem cała caluteńka w smarze, więc z miną cierpiętnika podreptałam do łazienki jeszcze raz walczyć z niezmywalną cieczą :c
kiedy dopadłam łóżka, zasnęłam praktycznie od razu. dzisiaj od samego rana walka z rozdzielaczem została wznowiona. na szczęście tym razem z pozytywnym skutkiem.  zbiorowisko się zrobiło jak na jakimś targu :D ja w tym czasie zagruntowałam i pomalowałam ściany, great bitch :D
teraz opierdalam ciasto, bo zgłodniałam, to znaczy: robię masę :D od września zaczynam się za siebie brać i to ostro :o brzuszek mi urósł przez wmuszanie we mnie śniadań i kolacji. a pfe  :c
jutro na miastero po farbę do włosów i jakiś prezent dla Maciusia, bo słodziak dzisiaj skończył roczek! :D
zaczynam lubić małe brzdące, o nie pogarsza mi się! ; o stwierdziłam, że są mniej męczące niż Mała Pijawa. chyba jestem zmęczona. najwyższy czas odejść od komputera i wziąć się za siebie, bo padnę ryjcem w klawiaturę :D
+ zaczęłam pisać kolejne opowiadanie, ciekawe co z niego wyjdzie ;) póki co to jest bardziej moja biografia haha :D

Jesteś kimś więcej niż Ci się wydaje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz